piątek, 6 grudnia 2013

Ostatnio miała premierę ekranizacja książki Gra Endera. Jeśli mam oceniać jej poziom, to według mnie oddaje oryginał - całkiem przyjemne w odbiorze, nic głębszego, ale pozwala miło spędzić czas. Zbulwersowała mnie jedna rzecz - rolę majora Andersona zagrał Viola Davis. W oryginale to był mężczyzna w średnim wieku, o dziwo okazało się to być przekazem wybitnie szowinistycznym i seksistowskim, więc zastąpiono go kobietą. Czarną rzecz jasna, o przepraszam za wyrażenie, powinienem użyć zwrotu afro-amerykańską. Tak prawdę mówiąc, nie powinno mnie to już dziwić, wszak mieliśmy niedawno Afroamerykanina jako nordyckiego boga, a wcześniej jeszcze trafił się nam Morgan Freeman w XII wiecznej Anglii. Jak widać wierność adaptacji czy nawet troska o odwzorowanie reali historycznych to sprawa drugorzędna, kiedy wchodzi w grę ta wspaniała rzecz, jaką jest poprawność polityczna. Ciekawi mnie gdzie leży granica? Czy wręcz mogę się już spodziewać rychłej adaptacji ewangelii, gdzie relacje między Piotrem, a Pawłem zostaną pokazane jako homoseksualne? A główną rolę zagra kobieta. Rzecz jasna czarna(ciekawe tylko, że jakoś nie ma takiej potrzeby umieszczania wszędzie Azjatów).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz