czwartek, 5 grudnia 2013

Jednym z głośniejszych problemów współczesnej Europy Zachodniej jest wzrastająca mniejszość wyznawców Mahometa w krajach starej unii i jej działalność. Mówiąc jej działalność mam na myśli przejawy zachowań ekstremistycznych, których najlepszą ilustracją chyba będą trzy przykłady. Pierwszy - zamachy w londyńskiej komunikacji, drugi - zamieszki w Paryżu, w czasie których samych samochodów zniszczono dziewięć tysięcy i trzeci, ostatni - atak dwójki Nigeryjczyków na żołnierza w Londynie. Rzecz jasna nie są to jedyne przypadki, jednak bez wątpienia miały największy oddźwięk.W związku z tym pojawiają się głosy o niezdolności do asymilacji muzułmanów w krajach europejskich i ich zagrożeniu dla kultury zachodnioeuropejskiej z powodu wciąż rosnącego odsetku populacji. I tutaj mamy do czynienia z ciekawym zagadnieniem, bo ciężko określić wzrost tego odsetku. To znaczy często można się spotkać z różnymi tego typu danymi, także powtarzanymi przez Maxtv, tylko nigdy nie jest podane ich źródło. Liczby typu 50% noworodków w Brukseli, czy dzietność na poziomie 8 niemowląt na kobietę wyglądają imponująco, tak imponująco, że wręcz absurdalnie. Inny przykład jaki spotkałem to zastosowanie prostego przyrostu geometrycznego - obecnie stanowią muzułmanie około 6-10%, 20 lat temu 3-4%, więc wniosek z tego, że za 40 lat będą stanowić ~40%. Miałby pewien sens, gdyby nie pewne cechy były czynnikami w miarę stałymi, np. imigracja, której wzrost jest liniowy, a nie wykładniczy. Ponadto w sytuacji kiedy spotkałem się ze statystycznym porównanie wykonam przez Pew research center, wynikło, że dzietność rzadko w którym kraju przekracza 3, a średnia wynosi 2,2. Na przykład dla Hiszpanii to 1,6; dla Niemiec 1,8; a dla Francji 2,8. Owszem, więcej niż średnia europejska dla populacji niemuzułmańskiej, która wynosi 1,5, nawet dużo więcej. Ale 20% i więcej to raczej kwestia nie tej połowy wieku, ale raczej już XXII. Więc problem nie tak palący - przypomnę, że 100 lat temu głównym tematem świata była rywalizacja ekonomiczna między Wielką Brytanią i II Rzeszą Niemiecką oraz kocioł bałkański. Przez 100 lat to się może świat odwrócić tak ze trzy razy jak nam pokazał wiek XX.
Inną kwestią problemu muzułmańskiego, nie poruszaną w mediach jest jednak ich nazwijmy to Jihad w Afryce. Setki i tysiące osób giną w zamachach czy wręcz w działaniach quasi wojennych, a dziesiątki kościołów są rocznie palonych. Reakcja na to jest marginalna, wręcz zerowa. Do tego samego worka można włączyć arabską wiosnę, gdzie protestujący to w większości fanatycy religijny, choćby głośna Syria. Ponadto tutaj z kolei już rozrodczość jest problemem, kraje muzułmańskie często są wręcz prawdziwymi bombami demograficznymi. Najlepszym przykładem może być Niger, który to w ciągu 6 lat zwiększył swoją populację z 12 do 17 mln. Niewiele mniejszy wskaźnik dzietności ma Palestynę, co może dość łatwo wyjaśnić tamtejszą biedę. Każdy mieszkający w Polsce chyba ma świadomość, że ciężko wychować i utrzymać 5-cioro dzieci, a tam to jest średnia. Pomoc międzynarodowa zaś nie rozwiązuje w ten sposób problemu, tylko go zaognia, nie da się zapewnić stabilności materialnej krajowi z taką dzietnością. Po prostu.
Jak widać, główne zagrożenie ze strony Islamu wcale nie biegnie z zachodu i mniejszości muzułmańskie chociaż na pewno trudne do asymilacji i niszczące integralność kultury zachodnioeuropejskiej, to nie są czynnikiem zagrażającym jej istnieniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz